Opowiadanie przedstawia los kilku żołnierzy biorący udział w operacji Overlord...
Plaża Omaha. 6 czerwca 1944 roku.
-Jest godzina 5.25, za pięć minut będziemy na lądzie.-wykrzyknął kapral Anderson.
-Chyba będę rzygał!-Wykrzyczał Tom.
W tym momencie obok nich w wodę uderzył pocisk z 88-ki.
Za nimi płynęło 3000 żołnierzy, z czego kilkanaście łodzi wraz z żołnierzami opadło na dno. Kilka pływających czołgów typu Sherman DD zostały zniszczonych jeszcze zanim dotarły na brzeg.
-Jeśli zginę, proszę zamiast telegramu pojechać do mojej żony osobiście i jej to powiedzieć.-powiedział Tommy.
-O ile zginiesz, Tom, o ile zginiesz.- Odparł Anderson.
Chwilę potem łodzią desantową zatrzęsło i zaczął otwierać się właz. Anderson i Tom stali z tyłu, więc mieli szczęście- pierwszych dziesięciu żołnierzy trafiły kule z mg-34 które były za tonami betonowych bunkrów.
Kiedy wraz z Tomem Anderson wyczołgali się z barki, ich łódź została zatopiona. Kapral przez chwilę stał w wodzie ogłuszony słysząc tylko cienki pisk. Wtedy poczuł, że ktoś go podnosi i niesie na plecach. Usłyszał głos Toma:
-Nie ma czasu na odpoczynek.- Zażartował Tom.
Jemu wcale nie było do śmiechu. Gdy się odwrócił zobaczył leżących na ziemi żołnierzy i czerwony odcień w wodzie. Poczuł, że Tom kładzie go na ziemi.
-To tylko ogłuszenie, nic mu nie będzie.- usłyszał znajomy głos medyka John`a.
Wstał. Właśnie dziękował sanitariuszowi, kiedy jego klatkę piersiową przebiła kula z MG-42. Anderson schował się za jeżem.
-Tom jesteś cały?
Wtedy kapral obejrzał się w tył- zobaczył płynący kolejny tysiąc żołnierzy.
-Jak ja chciałbym ich teraz zatrzymać... -myślał sobie, miał już przed oczyma lejącą się krew.
Zobaczył znajomą twarz John'a zbliżającą się w jego stronę.
- John pomóż mu!!
-Sir, moja żona dziś rodzi. - Wykrztusił Tom.
-Gratulacje.- Odpowiedział Anderson.
-Szkoda, że nigdy nie zobaczę mojego sy...- tu skończył, bo właśnie klatkę piersiową przeszyła mu kolejna kula.
Położył się na piach. Anderson klęczał nad nim, próbując zatamować krew.
-Po..powiedz mojej żon..żonie, że ją ko..-w tym momencie skonał.
-On nie żyje- Powiedział John.
Anderson nie miał czasu na rozpaczanie nad losem żołnierza, bo zobaczył biegnących w stronę drutów kolczastych żołnierzy
Razem z Tomem pobiegł do nich. Chcieli wysadzić druty.
-A macie ładunki wybuchowe?
-Przy ciałach martwych saperów znaleźliśmy kilka kilogramów. - informował żołnierz.
W ciągu minuty druty nie istniały. Tysiąc żołnierzy, bo tyle przeżyło, rozpoczęło szarżę w kierunku dwóch bunkrów.
-Nie dorzucimy granatów, za wysoko!
-Co z niszczycielami?
-Utknęły na mieliźnie, skończyła im się amunicja!
-A te cztery czołgi, które przyjechały?-pytał wciąż Anderson
-Zniszczone.
-Cholera jasna, zostaliśmy sami, zdani na siebie.
CDN.
Proszę o komentarze i uwagi. Pozdrawiam.
Ps.: Jest to moje pierwsze opowiadanie w Internecie.
