Moderator: Realkriss
Kuballa44 napisał(a):Fajne. Czyta sie przyjemnie. Ciekawa historia. Mocne 8 z plusem na 10.![]()
Dżuz napisał(a):Ale przedstawiłeś ciekawie skonstruowaną opowieść, którą sprawnie się czyta. Prawie że sprawnie, bo kur*icy przewlekłej dostaję jak czytam wypowiedzi stylizowane przy użyciu słówek typu "tedy, co by" albo "jako"Ten Józwa to spod Gubałówki?
Takie moje skrzywienie - innym może się to podobać
Ale nie za darmo, koty zafajdane! Najmłodszy niech poleci po flaszkę bimbru do barmana, a ja sobie przypomnę, co by tu wam opowiedzieć... Ale byle w butelce nie były jakieś kocie szczyny, szczeniaku! No tak, jakąś historię... Znam taką jedną. Niewielu ją słyszało, a jeszcze mniej ma odwagę ją opowiadać czy słuchać... Tak, tak, chłopaczki. Słuchajcie tedy, jak to było.
W Zonie są różni dziwacy... Wiecie, tacy goście, co to latają poniżej radaru.
Co prychasz ze śmiechu, szmaciarzu?? Jak się nie podoba, to won! Tak było, jako mówię.
Coby wprowadzić się w trans, jak ci szamani indiańscy kiedyś.
Ooo tak, to żaden cienki bajer, młody. Typek kruszył, zgniatał i ogólnie kombinował coś z każdym z rodzajów artefaktów, mieszał je razem, dodawał jakieś odczynniki i ogólnie bawił się jak zawodowy chemik, kręcący metę.
Skręcił jakiś koks, który po wstrzyknięciu w żyłę pozwalał ci pochłaniać energię z artefaktów - pewnie pytacie się w swoich łebkach "po co"?
typów spod ciemnego monolitu
słyszę jak przez mgłę
jednak nie skupiam się na nich. Izoluję się od świata zewnętrznego, skupiając się tym samym na swoim wnętrzu
Między palcami lewej dłoni przewracam odłamek artefaktu.
- Tej, bohater!
- Ej, patrzta! Jakżeś ty mu w ten czerep walnął? Jucha mu z oczu leci!
Zanim uderzają o ziemię, odwracam się i z potężną szybkością oraz siłą kopię na wysokości torsu przeciwnika znajdującego się za mną.
nawet nie wie, że umarł
puszczam prawą nogę na ziemię, po czym wykorzystując nadany mi pęd, wyprowadzam prawy sierpowy
Chrzęści łamana szczęka, a zanim zdąży upaść
że trzeci z oponentów
Zanim zdąża unieść go do strzału
miażdżąc przeponę
a kiedy zgina się w pół, uderzam go w tchawicę kolanem
Nieostre widzenie, krew cieknąca z oczodołów, uczucie odrętwienia całej głowy i poszarzałe kolory.
Ooo, mówię wam - jako żyję, prawda to!
Żem go wtedy widział...
a dopiero jak rozprysła się na ziemi, to dotarło do mnie, że chyba się właśnie posrałem ze strachu! Co się śmiejesz, sraluchu?
tłuc ich młotem do kruszenia ścian
Żem Ci to podkolorował na pomarańżemowo, bo mi to nie żemowało tu.myślałżem, że ducha ze strachu wyzionę! No ani chybi koleś dobiegnie do nas, wskoczy na ten dach i łby nam pourywa! Ale jeszcze żyję, co nie? Haha.
Ale słuchajcie dalej, co jeszcze żem widział i słyszał!
do tego nieodparcie odnoszę wrażenie, że w oczach mam całą cholerą pustynię...
Próbuję podnieść się do pionu
i upadam znów na posadzkę
Leżę chwilę
próbując w międzyczasie przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego dnia... Mam nadzieję, że tylko jednego.
Jeśli tak dalej pójdzie, będę musiał ograniczyć dawki... Albo zacząć brać jeszcze większe.
podnieść się jako tako do pionu
próbuję rozeznać się, gdzie tym razem padłem
moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa po przerwaniu działania artefaktu
Leżałem w małym pomieszczeniu bez okien, najpewniej musiało być ono jakąś komórką .
Jupiter, może?
Podchodzę do pobliskiego okna na końcu korytarza i mrużę oczy - zachodzące słońce razi mnie nawet przez zamknięte powieki.
Po paru minutach jestem w końcu w stanie rozeznać się jako tako w terenie
jednak trzeba przyznać, że instynkt samozachowawczy działa dobrze, pomimo odurzenia ciała. Wybrałem idealne miejsce na tak niebezpieczny sen.
czuję się coraz bardziej słaby fizycznie i wycieńczony
znajduje się w nich zadziwiająco dużo bibelotów, papierów, starych zniszczonych przyborów do pisania czy innych akcesoriów kojarzonych z pracą biurową
zauważam w jednym z pomieszczeń leżący zawój kabla
- na oko ze trzy centymetry średnicy
Próbuję podnieść się do pionu, ale ciało odmawia mi posłuszeństwa
Po paru minutach leżenia w końcu udaje mi się odzyskać na tyle sił, żeby podnieść się jako tako do pionu
Zaciskając zęby próbuję podnieść się do pionu.
jako żywo patrzę na tego kuśtykającego typa
tylko na mnie popatrzał
kuśtyk, kuśtyk, stopięć, stopięć
A ty taki i owaki [...] No i się tedy zaczęło...
Prosisz się o lanie, kolego!
wyraz jego twarzy przeradza się z cwaniactwa
Zanim reszta z nich zdąży zareagować na jego słowa, przeskakuję nad nim
w fikołku rzucając pył w oczy stalkerów stojących za mną.
w którym ja łapię narwanego młodzika za obie ręce, wykręcam je do tyłu, po czym piętą uderzam i naciskam na jego kręgosłup - czuję i słyszę mocne chrupnięcie.
Zarówno nastawiłem sobie skręconą kostkę, jak i połamałem ofierze kilka kręgów.
Upuszczam martwe ciało, żeby następnie wykorzystać je jako punkt wybicia - odbijam się od niego, wyskakując na kilka metrów w powietrze
To, drogie koty i sraluchy
w 100 Radach
Ciężko, żeby to była akurat miarodajna opinia, bo w sumie tylko stwierdziłeś, że nie podoba ci się, bo ci się nie podoba
Universal napisał(a):Jeśli chodzi o Radar jako lokację, to chyba wielką literą? Chyba, że chodzi o lotników
Universal napisał(a):Brakuje słów ("ono"), kropka oderwana od ostatniego słowa.
Universal napisał(a):Żelipapą fasamik tonem [...]
Zamiast wykreować jowialnego weterana walk i wojen, ośmieszyłeś go robiąc z niego karykaturalnego dziada.
Jeśli chodzi o Radar jako lokację, to chyba wielką literą? Chyba, że chodzi o lotników
Śmierdzi mi to meeshowym "niech go Zona pochłonie". Nie wnikam, kto już podobne zwroty wymyślił, ale po OŚ i ŚP kojarzę je z Meeshem i bynajmniej nie znaczy to, że je lubię. Przejadłem się nimi jak sromotnikami.
O ile widzenie jak przez mgłę jest w pełni akceptowalne, o tyle słyszenie jak przez mgłę? Poleciałeś w kulki, mógł słyszeć jak przez ścianę.
Powtórzenie + trochę proste słowa jak na "wyjście z siebie" i pogrążenie się w najgłębszych pokładach swojego "jestestwa".
Bardziej pasowałoby, że obraca w dłoni.
Że kwiat remizowej wsi polskiej się tam pojawił?
Jakoś tak biednie, Geralcie. Przypomina mi to moje stare teksty sprzed niespełna dekady, a to nie jest pochlebne stwierdzenie.
Ja, prawdę mówiąc, też nie - umierać to raczej spokojnie, a ten tu zszedł jak nowojorska giełda w 1929.
Trochę nie czaję, jak opuszczeniem nogi na ziemię nadaje się pęd pięści.
Szukałeś synonimów, moim zdaniem wybrałeś ten niewłaściwy. Bardziej pasowałby bandyta, agresor, przeciwnik, rezun jakiś, ale nie oponent - słowo zbyt wysublimowane i kojarzące się bardziej z dyplomacją, niż z napierdalanką pod barem.
Jako, że przepona jest mięśniem, do tego ułożonym prostopadle do pionowej osi ciała, to jakoś to miażdżenie ni w ząb mi tu nie pasuje.
I teraz panie anatomie wyjaśnij mi taką rzecz - zgina się w pół, czyli do przodu. Tym samym głową zasłania tchawicę. Jak chcesz w nią przypie*dolić kolanem, skoro dostęp do niej jest zablokowany? Co innego z kolana poprawka w dynię, to zmieniałoby postać rzeczy.
Jeśli jest na sali lekarz - proszę o poprawki. Ale jeśli dobrze rozumiem ten schemat, żeby z oczu ciekła krew musiałoby nastąpić uszkodzenie spojówki i rogówki, a pewnie też i innych części oka. Wobec czego gówno by widział, a nie "poszarzałe kolory" i "nieostre" widzenie. Natomiast jeśli się mylę - niech mnie ktoś z tego błędu wyprowadzi.
Posranie ze strachu jest oklepane jak połatana sławojka. Widzę też wpływ "".
Miało być obrazowe, a mi to nie pasuje. Jest w ogóle taki młot wyszczególniony, taki specjalny, czy po prostu pneumatyczny lub ciężki, z kilku- kilkunastokilogramowym obuchem?
A na czerwono...
To "nieodparcie" mi nie pasuje. Nieodparcie można być przekonanym o czymś, coś w ten deseń; natomiast tu po prostu - masz w oczach pustynię. Chociaż niepotrzebne ubarwienie, starczyłoby wspomnieć, że od groma piasku pod powiekami.
A może po prostu wstać?
Jakby podłoga była ważniejsza od samego faktu upadania. "I znów upadam na posadzkę".
Śmierdzi mi to jakimś skrótem myślowym. Oczywiście można się domyślić o co chodzi, ale ta końcówka jakoś nie współgra z początkiem.
Musiałem tu się chwilę zastanowić. On sam tego nie wie, tak? To jakoś inaczej to ujmij.
Idziesz, idziesz, padasz jak wór. Za bardzo "ucięte nożem". Mało finezyjnie.
Bardziej pasowałoby np. "kiedy działanie artefaktu ustało". Też chodzi o tę "nagłość" - zapewne moce komiksowego superbohatera nie skończyły się nagle, w ułamku sekundy, tylko powoli słabły, w końcu niknąc całkowicie.
Brakuje słów ("ono"), kropka oderwana od ostatniego słowa. Biedno i dziwno, tak powiem.
A "może to Jupiter"? Pogmatwany szyk.
Pobliskie okno na końcu korytarza brzmi jak jakiś oksymoron. Ja rozumiem, co chciałeś przekazać, ale "pobliski" gryzie się z "końcem". Ponadto mógłbyś wspomnieć, że słońce wpada do środka przez okno, bo trochę to wygląda tak, jakby waliło z każdej strony.
Długo. Nie sądzę, bym nawet naćpany lub zachlany tak długo orientował się w terenie, który znam przynajmniej pobieżnie.
Instynkt samozachowawczy to rzecz, jakiej bym w tym miejscu nie tykał. Bardziej nadawałaby się podświadomość, która jest z podobnej półki, a jednak to nie do końca to samo.
Czyżby mały pleonazm?
"Bibelot - niewielki przedmiot, często o niewielkiej lub żadnej wartości użytkowej, wykonany ze zdobionej porcelany, laki, srebra, złota itp. Bibeloty ustawiano na kominkach, meblach, w serwantkach w celach dekoracyjnych w celu upiększenia pomieszczenia." Gdzie bibeloty, gdzie radzieckie i postradzieckie biura.
Widział Ty kabel o średnicy trzech centymetrów? I niby na budowie robiłeś
Trzy razy w jednym fragmencie podnosi się do pionu. Przegięte jak gwódź w gustlikowej ręce.
Wiem, że za długo się nakręcam na ten element, ale za każdym razem jak to widzę, to nie mogę się powstrzymać przed oznaczeniem tego na jakiś jaskrawy kolor.
O co tu chodzi z tym "stopięć"?
Nie wiem, czy czytałeś ostatnio stare książki, bądź oglądałeś stare filmy, ale podobny zwrot był aktualny najdalej w pierwszej połowie XX. wieku.
Cwaniactwo tu nie jest przymiotnikiem, którym powinno być. Piszę o przymiotniku, bo nie znam części zdania, wolę operować na częściach mowy.
Noga jak złamana, nananananana. naku*wiam salto z surową tekstu szpaltą. No kurde, przed chwilą miał nogę wymagającą kurowania, a tu jeszcze nie zaczęło działać, a skacze?
Jeśli wzbił kurz w powietrze butami, to było go mało. Jeżeli natomiast oślepił ich dużą ilością, to musiałby się po drodze schylić i je*nąć im garścią po oczach. Chyba, że chodzi o pył ze zgniecionego artefaktu, ale to musiałby być strasznie kruchy twór.
I znów wchodzimy na ogródek anatomii i innych paramedycznych pierdół. Jeśli wyciągniesz komuś ręce do tyłu, to odruchowo wygnie górną część korpusu do tyłu, a dolną do przodu. W takim układzie bardzo trudno jest przyłożyć piętą w czyiś kręgosłup, chyba że samemu leci się na plecy. I jest się przygniecionym trupem.
Tia, uderzeniem. Nie kupuję tego.
Jeśli tylko by upuścił, poleciałoby do tyłu, on musiałby się cofnąć, by móc wyskoczyć. By móc zrobić to co opisałeś, musiałby go popchnąć do przodu, o czym nie wspomniałeś. Poza tym wnioskuję, że naoglądałeś się za dużo "hińskich bajek", bo akcja jest z dupy. Można sobie pomiągolić o tym nieszczęsnym "licencia poetica", ale wsio ma swoje granice chyba, to przestaje być stalker.
Mimo wszystko chyba lepiej by brzmiało "w Stu Radach".
A oni napisali że im się podoba, bo im się podoba
Gizbarus napisał(a):Jeśli chodzi o Radar jako lokację, to chyba wielką literą? Chyba, że chodzi o lotników
Dżuz rozkminił to trafnie, stąd wziąłem ten idiom - i w zasadzie jestem zdziwiony, że nie domyśliłeś się tak oczywistej rzeczy, Uni, tylko od razu wpadło ci do głowy, że walnąłem tak idiotyczną literówkę, składając zdanie mające mniej sensu, niż istnienie Wolanda na tym świecie [...]
Gizbarus napisał(a):Śmierdzi mi to meeshowym "niech go Zona pochłonie".[...]
Znów fatalna wtopa z twojej strony [...]
Gizbarus napisał(a):Powtórzenie + trochę proste słowa jak na "wyjście z siebie" i pogrążenie się w najgłębszych pokładach swojego "jestestwa".
J/w, przy czym nie wiem, w co miałbym to ubrać, żeby nie wyszło jak Jacykow. Byłbym wdzięczny, gdybyś coś podsunął.
Wyjście nocą z kwatery było ryzykowne. Niejeden już o tej porze dostał po gębie, wychodząc jedynie na wieczornego peta. Że też zachciało mi się podziwiać gwiazdy... Niby jestem na terenie Baru znajdującego się pod swoistą "opieką" Powinności, ale mimo to w co ciemniejszych uliczkach można nabawić się nielichych kłopotów. I zlekceważenie tych, zdawałoby się oczywistych, prawideł, wpędziło mnie w łapy trzech typów spod ciemnej gwiazdy, którzy otoczyli mnie, szukając zaczepki, a może i łatwego łupu.
Kątem oka dostrzegam ruch warg jednego z nich. Pewnie coś mówi, naskakuje, obraża - jednak te słowa przelatują mimo moich uszu. Nie dbam o to, co myślą, czy z jakich pobudek zaszli mi drogę. Nawet ten ich rechotliwy śmiech, który co drażliwszego przyprawiłby o wściekłość, dla mnie jest tylko echem dochodzącym z oddali. Między mną a nimi jest już gruby, niewidzialny mur. Po chwili już zupełnie nie zwracam na nich uwagi. Wyciszam się. Czuję jedynie ciepło bijące z odłamka artefaktu trzymanego w dłoni. Obracam go między palcami, obserwując bijącą od niego jasnoczerwoną poświatę. Gdzieś w głębi mnie coś mówi mi, że odtąd nie będzie odwrotu. W oparciu o ostatnie spostrzeżenia zaczynam rozważać dostępne opcje. I w tym momencie wszystko przerywa uderzenie płaską dłonią w potylicę.
Gizbarus napisał(a):Bardziej pasowałoby, że obraca w dłoni.
Tu się akurat nie zgodzę, bo miałem właśnie konkretnie TO na myśli - widziałeś sztuczkę kieszonkowców, którzy obracają monetę między palcami? To coś podobnego, przy czym robione kawałkiem artefaktu - nazwij to nawykiem czy tikiem nerwowym.
Gizbarus napisał(a):Jakoś tak biednie, Geralcie. Przypomina mi to moje stare teksty sprzed niespełna dekady, a to nie jest pochlebne stwierdzenie.
To napisz lepiejI mówię serio - jak inaczej zachowasz dynamikę "starcia"? Serio, zaprezentuj, a z pokorą przyjmę, jeśli rzeczywiście będzie to brzmiało i pasowało lepiej.
Gizbarus napisał(a):Ja, prawdę mówiąc, też nie - umierać to raczej spokojnie, a ten tu zszedł jak nowojorska giełda w 1929.
Nie rozumiem akurat tego zarzutuCo miałem napisać? Dwustronicowy opis à la Orzeszkowa na temat agonii przeciwnika, czy może coś w stylu "jebudu, gość zdechł"?
Gizbarus napisał(a):Trochę nie czaję, jak opuszczeniem nogi na ziemię nadaje się pęd pięści.
W tym miejscu chciałem zrobić fappalm - albo z racji ociężałości umysłowej czytającego, albo z racji mojego totalnie niezrozumiałego opisu... Skoro atakujesz kopnięciem prawą nogą na wysokości torsu, po czym przeciwnik odlatuje do tyłu, twoja noga leci dalej - tak więc stawiasz ją na ziemi, wykonujesz półobrót i uderzasz pięścią mocniej, bo wykorzystujesz już pęd nadany ci przez półobrót. Zrozumialej?
Gizbarus napisał(a):Jeśli jest na sali lekarz - proszę o poprawki. Ale jeśli dobrze rozumiem ten schemat, żeby z oczu ciekła krew musiałoby nastąpić uszkodzenie spojówki i rogówki, a pewnie też i innych części oka. Wobec czego gówno by widział, a nie "poszarzałe kolory" i "nieostre" widzenie. Natomiast jeśli się mylę - niech mnie ktoś z tego błędu wyprowadzi.
A ćpałeś kiedyś artefakty, że jesteś w stanie określić skutki uboczne?No to nie czepiaj się detali dla samego czepiania - taki a nie inny skutek uboczny i wuj ci do tego
Gizbarus napisał(a):Posranie ze strachu jest oklepane jak połatana sławojka. Widzę też wpływ "".
A o czymś takim jak hiperbola słyszał? O budowaniu napięcia w słuchaczach pewnie też nie?
Gizbarus napisał(a):Miało być obrazowe, a mi to nie pasuje. Jest w ogóle taki młot wyszczególniony, taki specjalny, czy po prostu pneumatyczny lub ciężki, z kilku- kilkunastokilogramowym obuchem?
[...]i znów przekombinowałeś, próbując wymyślać cuda na kiju... Od razu Młot Pneumatyczny Zabijania Wolandów +2, a co się będziesz ograniczać
Gizbarus napisał(a):A na czerwono...
Nom. To "haha" mogłem w sumie zapisać inaczej
Gizbarus napisał(a):A może po prostu wstać?
A jak piszesz to zawsze używasz najprostszych słów, jakie znajdują masz w swoim słowniku? No to nie czepiaj się znów pierdół.
Gizbarus napisał(a):Racja - ale czasem mam problemy z szykiem, co zresztą już gdzieniegdzie można było zauważyć.
Gizbarus napisał(a):Śmierdzi mi to jakimś skrótem myślowym. Oczywiście można się domyślić o co chodzi, ale ta końcówka jakoś nie współgra z początkiem.
Kolejny raz, kiedy nie rozumiem twojego zarzutu - wyjaśniaj czasem bardziej o co ci chodzi, bo momentami nie wiem, czy my w ogóle gadamy w tym samym języku
próbując w międzyczasie przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego dnia... Mam nadzieję, że tylko jednego.
Gizbarus napisał(a):Widział Ty kabel o średnicy trzech centymetrów? [...]
W środku może znajdować się kilka cieńszych żył, niekoniecznie jedna gruba akurat na 3 cm...
Gizbarus napisał(a):Wiem, że za długo się nakręcam na ten element, ale za każdym razem jak to widzę, to nie mogę się powstrzymać przed oznaczeniem tego na jakiś jaskrawy kolor.
Znów cię nie rozumiem - co niby złego w tym określeniu?
Gizbarus napisał(a):Nie wiem, czy czytałeś ostatnio stare książki, bądź oglądałeś stare filmy, ale podobny zwrot był aktualny najdalej w pierwszej połowie XX. wieku.
No ku*wa mać, zacznę zaraz rzucać mięsem. To co miałem napisać?"E, ku*wa, chcesz wpie*dol sku*wysynu je*any w dupę twoja mać?". Jak wcześniej trzech dresiarzy z Zony rodem mówiło stylem chłopka z poznańskich przedmieść, to też ci nie pasowało. Zdecyduj się w końcu, człowieku.
Gizbarus napisał(a):Jeśli wzbił kurz w powietrze butami, to było go mało. Jeżeli natomiast oślepił ich dużą ilością, to musiałby się po drodze schylić i je*nąć im garścią po oczach. Chyba, że chodzi o pył ze zgniecionego artefaktu, ale to musiałby być strasznie kruchy twór.
To ostatnie - i dziwię się, że tego nie wywnioskowałeś z tekstu (kolejny raz zresztą). Kruchy twór? Wprawdzie nie wyjaśniłem tego, bo nie uznałem że ktokolwiek będzie czepiał się AŻ takich szczegółów, ale w tym małym spin-offie artefakty po pewnym naruszeniu ich fizycznej formy stają się delikatne i kruche jak szkło trójka niehartowana.
Gizbarus napisał(a):Rozlało się tyle żółci i poleciało tyle flejmu z dupy
Gizbarus napisał(a):Z szykiem co jakiś czas zdarzają mi się problemy, tak więc nie powinno cię to wcale dziwić Uni - przecież to w końcu jeden z moich znaków firmowych![]()
Gizbarus napisał(a):I nie, nie piszę w Wordzie, tylko w NotatnikuJakoś mi najwygodniej, bo najbliżej mu do zwyczajnej kartki papieru...
Gizbarus napisał(a):Kolejne porównanie do gównianego Gerarda, czy jak mu tam było zaczyna mnie poważne wkurzać - serio masz tak ograniczoną biblioteczkę przeczytanych książek, że potrafisz przywołać tylko to jedno skojarzenie...?
Gizbarus napisał(a): przeczytaj sobie "Kolory Sztandarów" Kołodziejczaka, to zrozumiesz i będziemy mogli pogadać.
Gizbarus napisał(a):każde moje opowiadanie jest tak pisane. Ciekawostka, kto by pomyślał, nie?
Gizbarus napisał(a):z tytułem roboczym "Morfina dla umysłu"
Universal napisał(a):Pierwszy fragment
Nudzą mnie już opowiadania dziadka-weterana, który obszedł Zonę wzdłuż i wszerz, wsadził rękę pod każdą mackę pijawy i powąchał każde truchło snorka. Ot, taki kolejny frajer-gajowy, który gibie się na bujanym fotelu ze szklanką rozwodnionej berbeluchy i opowiada, jak to drzewiej bywało. Zero opisu, sam monolog, jakby to był Pazura na północnym kabaretonie na festiwalu w Sopocie. Za nic mnie to już nie bierze.
Powróć do Teksty zamknięte długie
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości